Złość jako sygnał, nie zagrożenie
Złość u dziecka bywa trudna – dla niego samego i dla jego opiekunów. Wciąż jednak pokutuje przekonanie, że złość należy „wykorzenić”, „opanować” lub „zdusić w zarodku”. Małgorzata Stańczyk staje w opozycji do tej narracji. Według niej złość nie jest czymś złym – jest informacją. Mówi nam, że coś ważnego dzieje się w świecie dziecka: że zostały naruszone jego granice, że doświadczyło frustracji, że jego potrzeby nie są zaspokojone.
Autorka przypomina, że dzieci nie mają jeszcze rozwiniętych mechanizmów samoregulacji. Ich mózgi dopiero uczą się radzenia sobie z emocjami. Dlatego kiedy małe dziecko krzyczy, płacze czy rzuca się na ziemię, to nie manipulacja ani zła wola – to wołanie o pomoc.
Towarzyszenie emocjom zamiast ich tłumienia
Jedną z głównych idei książki jest pojęcie towarzyszenia emocjom. To podejście, które zakłada, że zamiast karać dziecko za wybuch złości, warto być obok niego – z empatią, spokojem i akceptacją. Towarzyszenie to nie to samo co przyzwolenie na agresję czy krzywdzące zachowania – chodzi o to, by pokazać dziecku, że jego emocje są zrozumiałe i że nie musi być samo, kiedy je przeżywa.
Przykład:
Dziecko wraca z przedszkola i złości się, że nie dostaje ulubionego deseru. Zamiast powiedzieć:
– Przestań się złościć, przecież nic się nie stało,
można powiedzieć:
– Widzę, że jesteś bardzo zły. Chciałeś coś słodkiego, a ja powiedziałam „nie”. To trudne, rozumiem. Jestem tu z tobą.
Spokój zaczyna się w dorosłym
Stańczyk zwraca szczególną uwagę na rolę rodzica jako regulatora emocji. Dziecko nie potrafi się jeszcze wyciszyć samo – potrzebuje do tego bezpiecznej, spokojnej obecności dorosłego. To dlatego tak ważne jest, byśmy sami umieli rozpoznawać i nazywać swoje emocje.
To, jak reagujemy na dziecięcą złość, mówi więcej o naszym własnym doświadczeniu niż o dziecku. Czy denerwuje nas jego krzyk, bo sami nie mieliśmy prawa się złościć? Czy czujemy potrzebę kontroli, bo boimy się chaosu? Książka zachęca do autorefleksji, bo to właśnie ona otwiera drzwi do bardziej świadomego rodzicielstwa.
Granice z miłością
Towarzyszenie nie oznacza braku granic. Wręcz przeciwnie – dzieci potrzebują granic, by czuć się bezpiecznie. Różnica polega na tym, jak te granice stawiamy. Zamiast kar i gróźb, proponowany jest język empatii i jasności.
Przykład:
Zamiast:
– Przestań się rzucać, bo pójdziesz do kąta,
można powiedzieć:
– Widzę, że jesteś bardzo zdenerwowany, ale nie mogę pozwolić, żebyś bił. Jestem tu z tobą i pomogę ci się uspokoić.
Budowanie relacji zamiast kontroli
W centrum całej książki znajduje się przekonanie, że najważniejszym narzędziem wychowawczym jest relacja. To ona daje dziecku poczucie bezpieczeństwa, uczy regulacji emocjonalnej, wpływa na jego poczucie własnej wartości. Zamiast próbować kontrolować zachowania dziecka, warto budować z nim więź – przez rozmowy, obecność, empatię, wspólne przeżywanie emocji.
Dlaczego warto sięgnąć po tę książkę?
Małgorzata Stańczyk pisze z ogromną czułością i zrozumieniem dla emocji – zarówno dziecięcych, jak i dorosłych. Jej książka nie oferuje „złotych rad”, ale coś o wiele cenniejszego: przestrzeń do refleksji, inspirację do zmiany i język, którym możemy nazwać to, co czujemy.
To lektura dla każdego, kto chce wychowywać z szacunkiem i bliskością, ale jednocześnie czuje się czasem zagubiony w obliczu dziecięcych emocji. Książka daje odwagę, by być dorosłym – nie idealnym, ale obecnym.
Złość dziecka – trudna, ale potrzebna
Złość to jedna z pierwszych silnych emocji, jaką dziecko wyraża otwarcie. Często budzi w rodzicach lęk, frustrację, bezradność. Małgorzata Stańczyk w książce „Moje dziecko się złości” pomaga spojrzeć na tę emocję jak na coś naturalnego i ważnego – nie jako problem, ale jako komunikat: „Nie radzę sobie, potrzebuję Cię”.
Złość to nie „złe zachowanie”. To emocjonalny alarm, który u dzieci włącza się gwałtownie i często nieumiejętnie. To my, dorośli, uczymy je, co z tym alarmem zrobić.
Przykłady reakcji rodziców na złość dziecka – jak można inaczej?
- Krzyk i bunt na placu zabaw:
Dziecko nie chce wracać do domu, wpada w szał.
Zamiast:
– Uspokój się natychmiast, bo nie pójdziemy tu więcej!
Można:
– Widzę, że ciężko ci przestać się bawić. Też bym chciała zostać, ale musimy już iść. Pobędę z tobą chwilę, zanim ruszymy.
- Złość w sklepie, bo nie ma lizaka:
Zamiast:
– Przestań się wydzierać, wstyd mi za ciebie!
Można:
– Wiem, że bardzo chcesz tego lizaka. Nie kupię go dziś, ale widzę, że jesteś bardzo rozczarowany. To w porządku, możesz się zezłościć.
- Rzucanie zabawkami po przegranej w grze:
Zamiast:
– Jesteś niegrzeczny! Nigdy więcej nie gramy!
Można:
– Przegrałeś i to cię złości. To trudne uczucie. Chcesz chwilę sam pobyć, czy porozmawiamy o tym razem?
- Krzyk na młodsze rodzeństwo:
Zamiast:
– Przestań się wydzierać, jesteś starszy!
Można:
– Widzę, że jesteś zły na siostrę. Chcesz mi opowiedzieć, co się wydarzyło?
Dlaczego bliskość i wspólny czas są tak ważne?
Wielu wybuchom złości można zapobiec nie przez surowe zasady, ale przez codzienną obecność – nie mechaniczną, lecz prawdziwą. Dzieci potrzebują uwagi, kontaktu, rozmowy, a także chwil wyciszenia razem z dorosłym. To daje im poczucie bezpieczeństwa i buduje zaufanie.
Bliskość to profilaktyka złości.
Dziecko, które ma poczucie, że jest ważne, widziane i słuchane, łatwiej radzi sobie z trudnymi emocjami. Kiedy czas z rodzicem nie ogranicza się do „ogarnięcia dnia”, ale jest czasem bycia razem – w zabawie, rozmowie, ciszy – złość dziecka przestaje być wyrazem samotności czy frustracji, a staje się przeżywaną wspólnie emocją.
Rozmowa z dzieckiem to nie wykład.
To uważne słuchanie i dawanie przestrzeni. Zamiast oceniać – pytajmy. Zamiast radzić od razu – bądźmy obecni. Przykład:
– Widzę, że coś cię zdenerwowało. Chcesz mi o tym opowiedzieć?
– Co ci pomaga, gdy się złościsz?
Wyciszenie to wspólny rytuał, nie kara.
Zamiast „idź do pokoju i przemyśl swoje zachowanie”, możemy zaproponować:
– Chodź, usiądziemy razem. Możesz się przytulić, pooddychać, pobyć chwilę w ciszy. Pomogę ci się uspokoić.
Rodzicielstwo to relacja, nie kontrola
To relacja uzdrawia, nie dyscyplina. Złość dziecka to często tylko wierzchołek góry lodowej – pod spodem kryją się niewyrażone potrzeby, napięcia, lęki, czasem po prostu zmęczenie. Jeśli odpowiemy złością na złość, wzmocnimy tylko konflikt. Ale jeśli odpowiemy empatią i spokojem, otwieramy drzwi do prawdziwej bliskości.
Nie chodzi o bycie „idealnym rodzicem” – takich nie ma. Chodzi o gotowość do słuchania, rozumienia i bycia blisko – nawet wtedy, gdy jest trudno.
Podsumowanie:
Złość dziecka to nie porażka rodzicielska. To szansa na pogłębienie relacji, na wspólną naukę emocji, na pokazanie dziecku, że w każdej burzy może znaleźć w dorosłym spokojny port.
Czas, rozmowa, wyciszenie i wsparcie to fundamenty zdrowej, bezpiecznej więzi. A dzięki takim książkom jak „Moje dziecko się złości”, możemy uczyć się tej bliskości na nowo – z szacunkiem dla dziecka i dla siebie.
Opracowała: Magdalena Partyka na podstawie książki M. Stańczyk „Moje dziecko się złości –
droga do spokoju w rodzinie pełnej emocji”